Rządy poszczególnych państw mają twardy orzech do zgryzienia i szukają sposobów na ograniczenie skali rażenia zbliżającej się recesji. Pośród nich rozbrzmiewa jeden z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów – mianowicie zamrożenie cen. Czy ceny regulowane pomogą w walce z rosnącą inflacją?
Feralny rok 2020, który minął pod znakiem pandemii, uderzył niczym trzęsienie ziemi. Jego skutki mocno odczuliśmy z upływem czasu. Gdy z początkiem 2022 roku zaczęliśmy się z nimi oswajać, rosyjska agresja na Ukrainę przyniosła kolejną serię wstrząsów. Ich wpływ na światową i lokalną gospodarkę jest bezlitosny – inflacja nabrała rozpędu, a ceny towarów wymykają się spod kontroli. To bez wątpienia coś na kształt nowego kryzysu gospodarczego. Czy na nowe widmo recesji pomogą „stare” pomysły rodem z poprzedniego ustroju?
Ceny regulowane – co to?
Regulowanie cen towarów to jeden z najpopularniejszych przykładów działań gospodarki centralnie planowanej, który polega na urzędowym ustalaniu cen sprzedaży. Taki mechanizm nakłada sztywne ograniczenia, które uniemożliwiają sprzedawcom zmiany cen produktów lub towarów np. z uwzględnieniem trendów rynkowych.
Zazwyczaj przy lub w ramach ministerstwa finansów powstaje specjalna komisja, która kształtuje regulacje. Niezależnie od liczby elementów składowych cen skupu, ceny regulowane poprzez system przepisów nakazują stosowanie określonych kwot lub przedziałów kwotowych za dane towary. Tylko w takiej cenie może odbywać się sprzedaż, a wszelkie inne wartości na etykietach są nielegalne. Znaczenia nie ma tutaj ani zapotrzebowanie, ani podaż, co jest głównym źródłem kontrowersji – szczególnie dziś, w dobie silnie zglobalizowanej gospodarki.
Po co wprowadza się ceny regulowane?
Aby wprowadzić ceny regulowane, rządy w przeszłości posługiwały się podobnym zestawem argumentów. Głównym jest uchronienie najuboższych i najgorzej zarabiających od ryzyka związanego z niestabilnymi cenami produktów pierwszej potrzeby. Regulacja cen ma na celu zwalczyć „czynnik rynkowy” w kosztach zakupu np. chleba, cukru czy węgla, marginalizując finansowe korzyści ze sprzedaży popularnych dóbr. W teorii, najpierw takie towary mają być łatwo i powszechnie dostępne, a dopiero potem z ich sprzedaży np. przedsiębiorcy i duże zakłady mają czerpać zyski. Niekiedy marginalne.
Regulowanie cen, poza walką z trudną dostępnością podstawowych artykułów, ma jeszcze jeden cel – uniemożliwić zjawisko spekulacji cenami tego typu dóbr. Gdy te zmieniają się szybko, często pojawiają się prywatne inicjatywy skupowania na masową skalę określonych produktów, by potem sprzedać je drożej. Podstawowe towary zawsze będą miały kupujących, co dla spekulantów stanowi łakomy kąsek, czyli szybki i konkretny zysk. Zjawisko spekulacji generalnie budzi powszechną niechęć i oburzenie, co często tworzy istotne alibi dla rządów ingerujących w rynkowe ceny określonych towarów.
Ceny regulowane w Polsce – krótki rys historyczny
Regulacja cen to praktyka nie bezpodstawnie kojarząca się w naszym społeczeństwie z czasami Polski Ludowej. Z ustaleniem cen poszczególnych artykułów społeczeństwo z tamtej epoki spotykało się przez niemal 30 lat, co do dzisiaj pozostaje silnie zakorzenione w świadomości milionów z naszych rodaków. Państwowy Urząd Cen dekretem wprowadzono w 1953 roku. Do jego zadań należało:
- Ustalanie cen poszczególnych artykułów i elementów składowych cen skupu.
- Określanie marż detalicznych i hurtowych.
- Opracowywanie projektów aktów prawnych o charakterze branżowym.
- Opiniowanie zasad i stawek rozliczeń ze Skarbem Państwa.
Specjalny organ funkcjonował do początku lat 80., kiedy to w 1982 roku przeprowadzono tzw. reformę cenową. Przyniosła ona kluczową zmianę – odtąd określanie cen podstawowych produktów należało do sprzedawców i ich zrzeszenia. Zasady kształtowały organy administracji państwowej. Nim jednak tak się stało, przez trzy dekady Państwowa Komisja Cen narzucała sztywne kwoty sprzedaży na m.in. najpopularniejsze artykuły żywnościowe: chleb, cukier, masło czy mięso.
Intencją miało być zapewnienie dostępności podstawowych towarów niezależnie od wysokości dochodów i sytuacji finansowej gospodarstwa domowego. Historia pokazała jednak, że na przeszkodzie tej idei stanęło wiele czynników – na czele z niedoborami i wielkimi kolejkami przed sklepami.
Ceny regulowane żywności – aktualny pomysł rządu
Historia lubi się powtarzać, co dobitnie obserwujemy w przebiegu kryzysów gospodarczych uderzających w skali globalnej i lokalnej. Choć u wielu żywa jest jeszcze pamięć poprzedniego załamania gospodarczego, które uderzyło w miliony ludzi w latach 2007-2010, to na dobre rozpędził się już kolejny huragan.
Ceny artykułów spożywczych galopują, a rosyjska agresja na Ukrainę prowadzi do kryzysu energetycznego i wzrostu cen gazu czy prądu. To katastrofalna mieszanka, a przecież już na początku 2022 roku perspektywy nie napawały optymizmem – inflacja rozpędzała się w końcu już przed wojną.
Sytuacja gospodarcza w Polsce późnego 2022 roku nie jest kryzysem „do przeczekania”. Ceny nie tylko nie hamują, ale i dochodzą kolejne grupy towarów, których zakup dla wielu staje się horrendalnym wydatkiem. Obniżony VAT na paliwo czy artykuły żywnościowe na początku 2022 dla wielu konsumentów zdaje się być działaniem niewystarczającym i krótkoterminowym.
Tarcza Antyinflacyjna staje się mieczem obosiecznym – tymczasowo łagodzi skutki inflacji, ale zarazem niweluje działania RPP mające na celu zduszenie spirali inflacyjnej. Na dodatek w rządzie dojrzewają bardziej radykalne pomysły, które mogą nie kończyć się już na aspekcie obniżenia podatkowej części ceny produktu, ale i regulowania całej jej kwoty.
Internauci na przełomie 2021 i 2022 roku polubili udostępnianie zdjęć, potwierdzających niebotyczne kwoty zakupu masła czy chleba. Moda ta otrzymała nawet nazwę – „paragony grozy”. Odpowiedź przyszła szybko. Jeszcze przed kryzysem wojennym, który wybuchł na przełomie lutego i marca, w styczniu 2022 poseł PiS Kazimierz Smoliński podczas jednego z telewizyjnych wywiadów powiedział:
Chcemy wprowadzić ceny regulowane na artykuły żywnościowe.
Nie przełożyło się to na konkretne decyzje. Z perspektywy czasu można te słowa odczytać jako sondowanie reakcji społecznej. Regulowane ceny chleba co prawda nie nastały, ale pomysł ten pół roku później próbowano wdrożyć w innej postaci. W czerwcu postulowano ustalenie cen za tonę węgla, co ostatecznie skończyło się państwowymi dopłatami do zakupu tego surowca.
Obawiasz się kryzysu? Sprawdź, jak radzić sobie w czasach stagflacji -> Stagflacja – co to? Jak inwestować w takich warunkach?
Ceny regulowane na Węgrzech
Galopujące ceny podstawowych produktów, wśród których oczywisty prym wiodą ceny żywności, to palący problem nie tylko w Polsce – choć to marne pocieszenie. Wysoka inflacja i spadek siły nabywczej zaobserwować można w wielu europejskich państwach, co w jednym z nich przyniosło radykalną odpowiedź.
Najpierw w listopadzie 2021 Węgry wdrożyły maksymalne ceny za litr paliwa. Potem, na początku stycznia 2022 obowiązywać zaczęły regulowane ceny na 6 podstawowych towarów: mąki, cukru, oleju słonecznikowego, mleka, nóżek wieprzowych i piersi z kurczaka. Z czasem pomysły rządzących poszły jeszcze dalej – w czerwcu obniżone ceny paliwa ograniczono wyłącznie do pojazdów na węgierskich tablicach rejestracyjnych. Domyślnie – aby ukrócić zjawisko „turystyki paliwowej” z sąsiednich państw z wyższymi kosztami napełnienia baku w samochodzie.
Czy wprowadzenie cen regulowanych to skuteczny pomysł na walkę z inflacją?
Jak walczyć z inflacją? To pytanie, na które prędko nie otrzymamy jednoznacznej odpowiedzi. Jedni jako receptę na ten stan rzeczy widzą zmniejszenie obciążeń fiskalnych i obniżanie podatków, inni postulują zdecydowane działania mające np. uchronić przed podwyżkami podstawowe artykuły żywnościowe. Z wizją państwa minimum ściera się zatem wiara w państwo zaangażowane, które działać powinno szczególnie przy takich kryzysach jak obecny.
Uczciwie trzeba jednak przyznać jedno – istnieje zbyt wiele potencjalnych skutków ubocznych, które regulacja cen może wywoływać. Nawet jeśli będzie ona wdrażana ostrożnie, przy dobrych intencjach, nie możemy zagwarantować, że nie wywoła ona problemów z podażą. Będzie więc to działanie doraźne i przesadny interwencjonizm, które ani nie przyniosą realnej poprawy w dostępności dóbr, ani nie zagwarantują obniżki inflacji. A jeśli takie ryzyko istnieje, czy warto się go podejmować?
Wady i zalety cen regulowanych
Galopująca drożyzna i rosnąca inflacja to tematy będące przedmiotem społecznego gniewu i zagorzałych dyskusji, jednak jeszcze silniej społeczeństwo rozgrzewa debata na temat przeciwdziałania takim niepożądanym zjawiskom. Kontrola cen to bez wątpienia silnie polaryzujący temat – w gwoli podsumowania, spróbujmy znaleźć argumenty dla obu stron sporu.
Zalety cen regulowanych
- Uchronienie najuboższych przed skutkami inflacji i wzrostu cen, które uderzają w osoby o najniższych dochodach, które szczególnie mocno odczuwają spadek siły nabywczej pieniądza.
- Powstrzymanie zjawiska spekulacji oraz pętli cenowej, w ramach których niektórzy sprzedawcy mogą próbować testować stopień cen, do jakiego podwyżka nie będzie hamować zainteresowania produktem.
Wady cen regulowanych
- Nie możemy wykluczać żadnego skutku ubocznego, który uderzy w tych, którym chce się pomóc dzięki cenom regulowanym. Pierwszym z nich będą problemy z podażą – przedsiębiorcy i dystrybutorzy mogą zacząć unikać sprzedaży towarów, która staje się nieopłacalna. To drastycznie obniżyłoby dostępność podstawowych produktów.
- Ceny ustalane to ryzyko pojawienia się nie tylko niedoborów, ale i dłuższego oczekiwania na otrzymanie danego towaru. To może prowadzić do powrotu kolejek przed sklepami, stacjami paliw czy składami węgla.
A Wy co myślicie o cenach regulowanych? Podzielcie się swoją opinią w sekcji komentarzy.
Danuta
10.12.2022, 18:16
Osobiście popieram wprowadzenie cen regulowanych opartych na faktycznej kalkulacji kosztów.
Przynajmniej zostałoby wyeliminowane zjawisko nieuczciwego „podbijania” cen i kolosalnych marż sięgających kilkuset procent wartości towaru, jak to ma miejsce obecnie.
To po pierwsze, a po drugie stałoby się niemożliwe przetrzymywanie „chodliwych” towarów w magazynie, tylko po to, aby je „wypuścić” na rynek po podwyżce cen.