Każda waluta na świecie ma określoną wartość. Jedne na niej zyskują, inne z kolei tracą. Sprawa z natury jest bardzo płynna. O ile sporo mówi dziś o inflacji, o tyle o jej ekonomicznym przeciwieństwie jest zazwyczaj cicho. Czym zatem jest deflacja? Ile powinna wynosić i dlaczego jest równie niebezpieczna co inflacja? Zajrzyj poniżej i poznaj odpowiedzi na najbardziej nurtujące Cię pytania.
Podstawowe pojęcia
W gospodarce wiele rzeczy działa niczym system naczyń połączonych. Bardzo często jeden segment wpływa tutaj na drugi. Dlatego też, zanim zajmiemy się deflacją, warto wyznaczyć sobie na początku pewne granice terminologiczne oraz wprowadzić uproszczenia, w obrębie których będziemy się poruszać.
Zacznijmy zatem od pieniędzy, czyli tego, co każdemu w tym temacie jest najbliższe. Najprostszy model, jaki możemy tutaj przyjąć, to taki, że pieniądz to dobro, na które jest zarówno popyt jak i podaż. Całkiem proste, czyż nie?
Jasno z tego wynika, że w danej chwili może być ich na rynku za mało lub zbyt dużo. Zasada jest równie prosta co definicja. Im szybszy rozwój gospodarczy, tym większe zapotrzebowanie na pieniądze w obiegu. W przypadku inflacji często mówi się o nadmiarze funduszy na rynku. Niedobory pieniędzy będziemy zatem nazywać zjawiskiem deflacji.
Polityka monetarna
Ogólnie rzecz biorąc, gospodarka lubi równowagę. Bez kontroli cen towarów i usług, rynek jest często narażony na gwałtowną, a co gorsza – długotrwałą destabilizację. Doskonałym przykładem są Stany Zjednoczone z lat 30. XX wieku. Panika na giełdzie pociągnęła wtedy za sobą ogromną falę bankructw i zadłużeń. Odczuła to także światowa gospodarka.
Dotknięte negatywnymi skutkami Wielkiej Depresji USA wyciągnęły wnioski i zupełnie odeszły od skrajnie wolnorynkowych teorii – stawiając na rządowe interwencje w gospodarce. Dzięki temu, Stanom Zjednoczonym udało się skutecznie reagować na efekty wielkiego kryzysu finansowego w latach 2007-2009.
Abstrahując zresztą od konkretnych przykładów – to chyba oczywiste, że bez narzędzi ciężko jest cokolwiek naprawić. Tak samo jest w gospodarce i dlatego też banki centralne są dziś tak niezbędne. W Polsce za politykę monetarną odpowiada NBP, wykorzystując do tego strategię celu inflacyjnego. Polega to mniej więcej na tym, że bank centralny zobowiązuje się do utrzymania inflacji na poziomie 2,5% z symetrycznym przedziałem odchyleń ±1 pkt proc.
Czym jest deflacja?
No dobrze, poznaliśmy już wszelkie niezbędne podstawy, by przejść do konkretów. Gotowi? Deflacja to długotrwały spadek cen, przez co wzrasta siła nabywcza pieniądza. Kupujesz więcej za mniej, a więc jest to zasadnicze przeciwieństwo inflacji. Czy powinniśmy zatem dążyć do jak najwyższej deflacji? Otóż… niezupełnie.
Gdy na rynku jest zbyt mało pieniędzy, to ich siła nabywcza rośnie – są bardziej wartościowe. Oszczędzanie staje się bardziej opłacalne (banki oferują atrakcyjniejsze lokaty). Ale zarazem bardziej boleśnie odczuwany jest dług. Deflacja zniechęca do inwestycji na kredyt.
Mamy tu więc do czynienia z pewnego rodzaju samonapędzającą się spiralą. Spadek popytu powoduje niższe obroty w firmach, co przekłada się na zarobki pracowników i ich zatrudnienie. I tu koło się zamyka. Brak pracy lub spadające zarobki powodują pustki w portfelu konsumenta. Na deflacji tracą więc w zasadzie wszyscy. Właśnie dlatego, tak kluczowe jest wyrównanie niedoboru pieniądza na rynku do potrzeb szybko rozwijającej się gospodarki, a więc interwencja banku centralnego.
Długotrwała deflacja prowadzi ostatecznie do bardzo negatywnych skutków, takich jak zwiększanie się stopy bezrobocia, czy nadprodukcja zasobów wobec spadającego popytu. Powyższe zjawisko sprawia też, że wszystkie dobra tracą na wartości. Deflację należy zatem postrzegać jako ogólny brak proporcjonalnego wzrostu gospodarczego emisji pieniądza wobec zapotrzebowań rynku.
Przyczyny deflacji
Jak już wcześniej ustaliliśmy – gospodarka jest systemem naczyń połączonych pełnym wzajemności. Przyczyny bywają tutaj bardzo różne, dlatego też nie ma jednego bezpośredniego czynnika, który by wywołał deflację.
Zjawisko deflacji wynika m.in. z:
- braku proporcjonalnej emisji pieniądza do potrzeb rynku;
- głębokiej recesji prowadzącej do silnego spadku popytu;
- nadmiernego oprocentowania lokat terminowych;
- spłat zobowiązań kredytowych przy braku emisji pieniądza i wstrzymaniu akcji kredytowej.
Warto tutaj zaznaczyć, że obniżanie cen nie zawsze świadczy o deflacji. Mogą one być też pochodną rozwoju technologicznego czy gospodarczego – na przykład w branżach wysokich technologii. W takiej sytuacji ceny nie spadają dlatego, że mamy do czynienia z deflacją, ale dlatego, że produkcja stała się tańsza i bardziej opłacalna.
Skutki deflacji
Długotrwała deflacja oznacza obniżenie cen towarów i usług konsumpcyjnych. Gdy chodzi o realną gospodarkę, taka sytuacja ma zasadzie same negatywne skutki. Niski wskaźnik cen towarów może paradoksalnie powodować spadek popytu.
Nie ma się zresztą czemu dziwić. Po co kupować teraz, skoro jutro ceny będą niższe? Właśnie dlatego cel inflacyjny NBP wynosi +2.5%, a nie -2.5%. Bankom centralnym chodzi tylko o to, aby skutki deflacji nie blokowały portfeli konsumenta.
Niższe ceny to także niższy przychód w przedsiębiorstwach, co w prostej linii przekłada się na niższe zarobki pracowników lub co gorsza — zwolnienia. W związku z tym wzrosnąć może liczba bezrobotnych. To z kolei prowadzi do zwiększenia wydatków państwa np. na zasiłki dla bezrobotnych.
Rynek mieszkaniowy i kredyty
Dla wielu osób taka deflacja to absolutnie katastrofalny proces. Nie dość, że mieszkania tracą na swojej wartości i przestają być interesujące dla inwestorów, to na dodatek coraz trudniej spłacać długi przy niższych dochodach, spowodowanych deflacją. Zaciąganie kredytów mieszkaniowych staje się mniej opłacalne.
Ze względu na to, że nominalna stopa procentowa nie spada w tym przypadku poniżej zera, deflacja, zwłaszcza silna, stawia dłużników w trudnej sytuacji. Wraz ze spadkiem cen kurczą się przychody. Jednocześnie nominalny dług pozostaje na niezmiennym poziomie. Tym samym dłużnik musi przeznaczać na jego obsługę coraz większą część swoich przychodów. Przy długotrwałej deflacji i spadających przychodach zadłużony przedsiębiorca może nie sprostać takiej sytuacji. To może prowadzić do łańcucha bankructw.
Deflacja potrafi wywołać głęboką recesję. Gdy zjawisko się przedłuża, banki zmuszone są dostosowywać swoje oferty i realizować politykę niskich stóp procentowych banku centralnego. W skrajnej sytuacji powoduje to, że kredyty stają się zupełnie nieopłacalne. Na mniej niż 0% żadna instytucja nie udzieli przecież pożyczki. Ostatecznie taka sytuacja będzie prowadzić do mocnego zmniejszenia się podaży kredytów i kontrakcji gospodarki.
Deflacja w Polsce
Obecnie ciężko to sobie wyobrazić, ale w Polsce mieliśmy już z nią do czynienia. Według danych GUS, deflacja cenowa nad Wisłą utrzymywała się przez 28 miesięcy – w latach 2014 – 2016. Był to pierwszy taki epizod w historii III Rzeczpospolitej. 1
Największy spadek cen (-1,6%) odnotowano w lutym 2015 r. Spadek cen usług konsumpcyjnych w Polsce był już wtedy całkiem zauważalny, a konsumenci nieraz zwracali uwagę na większe możliwości własnego portfela. 2
W drugiej połowie 2016 roku media poinformowały, że następuje wyhamowanie wzrostu gospodarczego, co przełożyło się na ustabilizowanie poziomu cen w kraju oraz poprawę kondycji polskiej złotówki.
Co ciekawe, istnieją takie kraje, które od lat zmagały się z efektami długotrwałej deflacji i wciąż postrzegane są jako potęgi gospodarcze. Przykładem jest tutaj Japonia, do której brzegów inflacja przybiła dopiero w zeszłym roku.
W kwietniu Biuro Statystyczne Japonii poinformowało, że po raz pierwszy od ponad 7 lat inflacja przekroczyła 2-procentowy cel przyjęty przez Bank Of Japan. CPI w Kraju Kwitnącej Wiśni wyniosła wtedy 2,4% rdr wobec 1,2% odnotowanych w marcu i zaczęła nękać japońskie firmy. 3
Co gorsze, inflacja czy deflacja?
Na pierwszy rzut oka widać, że banki centralne preferują niską — kilkuprocentową inflację. Pozwala ona zachować tempo rozwoju gospodarczego, przy stabilnej wartości pieniądza. W dłuższej perspektywie zjawisko przeciwne niesie ze sobą wiele zagrożeń.
Z drugiej strony jednak źle prowadzona polityka monetarna, może prowadzić do tzw. hiperinflacji, a więc nadmiaru pieniędzy w obiegu, gdzie CPI przekracza 50%. Przykładem takiej gospodarki jest dzisiaj Turcja.
Co ciekawe, zdania dotyczące właściwego poziomu cen są podzielone. Niektórzy eksperci są zwolennikami stabilnej deflacji. Dla przykładu, André Marques z Mises Institute w USA, w opublikowanym przez siebie artykule 4, twierdzi, że deflacja jest niekorzystna tylko dla rządu.
Zdaniem członka jednego z czołowych think-tanków w Stanach Zjednoczonych, w takich warunkach, konsumenci i przedsiębiorcy są jedynymi jednostkami czerpiącymi korzyści, ze względu na odpowiednio niższe ceny i wyższe marże zysku.
W omawianym przez eksperta wariancie władza nie może też opodatkowywać ludzi pośrednio przez inflację, ani wykorzystywać polityki monetarnej do sztucznego napędzania gospodarki. Jakby jednak nie patrzeć, deflacja powoduje wyhamowanie wzrostu gospodarczego, a tego wszyscy staramy się przecież uniknąć.
Źródła:
1.https://bdm.stat.gov.pl/
2.https://stat.gov.pl/files/gfx/portalinformacyjny/pl/defaultaktualnosci/6339/3/6/1/sytuacja_makroekonomiczna_w_polsce_w_2016_r._na_tle_procesow.pdf
3.https://www.stat.go.jp/english/data/cpi/
4.https://mises.org/wire/deflation-bad-government-good-producers-and-consumers-whats-not