Stagflacja

Od czasu do czasu do szerokiej opinii publicznej prześlizgują się ekonomiczne hasła, które jeszcze niedawno interesowały tylko wąskie grono specjalistów. Stagflacja to nowy gorący temat. Czy to jednak realny problem czy medialna wydmuszka? Sprawdźmy, czym jest to zjawisko, kiedy się pojawia i jak z nim walczyć. Odpowiedzmy też na pytania, czy Polsce grozi stagflacja oraz w co inwestować przy tak niekorzystnych warunkach rynkowych.

Stagflacja – co to?

Stagflacja to zjawisko makroekonomiczne, z którym mamy do czynienia, gdy w tym samym czasie występuje wysoka inflacja oraz stagnacja gospodarcza. Ten termin powstał właśnie z połączenia tych dwóch haseł (stagnacja + inflacja).

Jest to o tyle kłopotliwe zjawisko, że wydaje się ono na pierwszy rzut oka sprzeczne z zasadami ekonomii (wysoka inflacja powinna towarzyszyć rozgrzanej, a nie stagnacyjnej gospodarce) oraz bardzo trudno z nim walczyć. Warunki stagflacyjne to koszmar i dla rządów, i dla zwykłych obywateli.

Dla rządów, ponieważ w czasach stagflacji znajdują się pomiędzy “młotem inflacji a kowadłem recesji”, jak określił to dziennik Parkiet w swojej publikacji. 1 Z jednej strony wskazane byłoby podwyższenie stóp procentowych, aby zbić inflację. A z drugiej ich obniżenie, aby rozkręcić słabnącą gospodarkę. Jest to prawdziwa ekonomiczna pułapka.

A w jaki sposób cierpielibyśmy my, czyli zwykli obywatele, podczas stagflacji? Do inflacji, która kradnie nam siłę nabywczą pieniędzy, które mamy na koncie i w portfelu, dołożyłoby się spowolnienie gospodarcze. Jego efektem byłyby: wzrost bezrobocia, niższe wynagrodzenia lub w skrajnych przypadkach brak pewnych dobór w gospodarce.

Stagflacja to taki stan, kiedy wszystko drożeje, a my zarabiamy coraz mniej. Podwyżka inflacyjna w takich warunkach to tylko dalekie, słodkie wspomnienie…

Szok podażowy – przykłady stagflacji

Jak to jest jednak możliwe, że inflacja może rosnąć, a gospodarka słabnąć? Wielu ekonomistów do lat 70., kiedy to nastąpił kryzys naftowy, sądziło, że jest to przecież nierealne.

Przez lata za uniwersalną zasadą ekonomii uznawano tzw. krzywą Phillipsa. Według rozpoznań tego brytyjsko-nowozelandzkiego badacza występowała negatywna korelacja pomiędzy stopą bezrobocia a poziomem inflacji. Mówiąc prościej – według tego modelu – inflacja rośnie <-> spada bezrobocie. Inflacja maleje <-> rośnie bezrobocie. Wiele rządów prowadziło swoją politykę fiskalną w oparciu o Krzywą Phillipsa, utrzymując wysoką inflację, w celu zmniejszenia bezrobocia.

Ten teoretyczny konstrukt został brutalnie zweryfikowany, gdy światowa ekonomia musiała zmierzyć się z tzw. kryzysem naftowym w 1973 roku. Nie wdając się w szczegóły – państwa arabskie nałożyły embargo na eksport ropy do Stanów Zjednoczonych i to gwałtowne ograniczenie podaży spowodowało eksplozję cen tego surowca. Ten szok podażowy wywindował ceny ropy nawet o 600%.

Naturalnie ta podwyżka odbiła się na cenach innych produktów (bo wzrósł np. koszt transportu), co doprowadziło do wyższej inflacji. Duże braki ropy naftowej na rynku spowodowałyby jednak także spadek produkcji, a tym samym stagnację gospodarczą. W 1975 roku w Stanach Zjednoczonych produkcja gospodarcza spadła o 13%, a inflacja wzrosła do 12%. Nastąpił także wzrost bezrobocia. Pojawiło się więc zjawisko, które kompletnie nie pasowało do Krzywej Phillipsa.

Innym przykładem wystąpienia stagflacji był kolejny kryzys naftowy z 1979 roku, spowodowany rewolucją w Iranie, która ograniczyła podaż ropy naftowej.

inflacja a stagflacja różnice

Przyczyny i skutki stagflacji

Wiemy już, że stagflacja jest niecodziennym zjawiskiem w gospodarce, które wywoływane jest przez nagłe szoki podażowe (czyli niespodziewane ograniczenie dostępności surowców czy produktów, które prowadzi do wzrostu cen i zdławienia produkcji). Ekonomiści wyliczają jednak także dwie inne przyczyny, które mogą sprzyjać rozwijaniu się stagflacji w danym kraju czy rejonie geograficznym. Są to:

  • Zwiększanie podaży pieniądza – czyli drukowanie pustej gotówki, która nie ma pokrycia w gospodarce, z czym mieliśmy do czynienia np. podczas covidowego kryzysu.
  • Kwestie regulacyjne – może być to podwyższenie podatków (np. wzrost kosztów za emisję CO2 w Unii Europejskiej) i zamknięcie niektórych sektorów gospodarki (np. z powodu covidowych obostrzeń).

W co inwestować w czasie stagflacji?

Stagflacja to nie tylko piekło dla rządów centralnych i konsumentów, ale także dla inwestorów. Nie ma trudniejszych warunków rynkowych do inwestowania, szczególnie na giełdzie. Choć dla shortujących, czyli grających na spadki, może być to prawdziwy raj.

W czasach stagflacji większość spółek odnotowuje niższe przychody. Z powodu wzrostu kosztów (np. cen energii) i zmniejszającego się popytu na ich produkty czy usługi. Gdy gospodarka jest rozpędzona, a inflacja wysoka, nastraja to konsumentów do szastania pieniędzmi. Zgodnie z myślą “i tak moje oszczędności stracą siłę nabywczą, warto więc wreszcie zrealizować swoje zakupowe marzenia”. Gdy nadchodzi stagflacja, zaczynamy zaciskać pasa.

Spadek przychodów spółek naturalnie wpływa na ich wyceny giełdowe, ponieważ jest to jeden z głównych czynników, na jaki zwracają uwagę akcjonariusze. Nikt nie chce mieć w portfelu “papierów” spółek, którym grozi taka fundamentalna zapaść.

Pamiętajmy jednak, że stagflacja czy ogólnie pojęta recesja to stany przejściowe, a polskie czy amerykańskie indeksy już się wyraźnie osłabiły w pierwszym półroczu 2022 roku. Giełda zawsze wycenia przyszłość, więc “wizja spowolnienia” może być już po części w cenach. Na rynkach grasuje także morze spekulantów, którzy kierują się zasadą “buy the dip” (kup dołek), co może powodować, że nawet gdy rynek jest słaby, indeksy mogą rosnąć.

Inwestowanie na giełdzie w czasach stagflacji to zwykle nie najlepszy pomysł. Możliwe, że lepszą opcją będzie inwestowanie w nieruchomości oraz zakup surowców.

Ceny nieruchomości a stagflacja

Czasy recesji powodują, że mamy dużą awersję do ryzyka i szukamy “realnych”, klasycznych inwestycji. Takich jak ziemia, mieszkanie czy sztabki złota. Dobrze pokazały to covidowe trudne czasy, kiedy prawie każdy chciał spieniężyć swoje oszczędności, aby nabyć, chociaż kawałek ziemi czy kilka złotych monet.

Nieruchomości rzeczywiście mają potencjał, aby utrzymywać siłę nabywczą pieniądza (ich ceny często rosną szybciej niż poziom inflacji). Pytaniem jest jednak to, czy nie powinny być one nabyte stosunkowe wcześniej – przed stagflacyjną falą.

Z jednej strony w inflacyjnym otoczeniu ceny nieruchomości oraz najmu rosną. Z drugiej strony z powodu recesji, która jest składową stagflacji, zmniejsza się popyt na zakup nowych mieszkań. Mają na to wpływ głównie wysokie stopy procentowe i restrykcyjna polityka udzielania kredytów hipotecznych. Brak możliwości zakupu mieszkań przekłada się jednak na wzmożony popyt na wynajem nieruchomości, który i tak jest mocno rozgrzany z powodu kryzysu uchodźczego po ataku Rosji na Ukrainę.

W latach 70. w Stanach Zjednoczonych, gdy świat poznał, czym jest stagflacja, ceny nieruchomości urosły o ponad 120%, a najem podrożał o 70%. Wygląda to jak przepis na fantastyczną stopę zwrotu – niestety inflacja w tamtej dekadzie była podobna, stąd mieszkaniowy inwestor mógł wyjść co najwyżej na zero.

Stagflacja a złoto

Za odpowiedź na pytanie, jak zachowują się ceny złota podczas stagflacji, niech posłuży poniższy wykres. Jak już wspominaliśmy – lata 70. w Stanach Zjednoczonych to czas natarczywej inflacji połączonej z osłabieniem gospodarczym. Jak widzimy, złoto w tamtym okresie okazało się zdecydowanie bezpieczną przystanią.

stagflacja ceny złota
Źródło: https://goldalliance.com/blog/market-insights/how-gold-performs-during-stagflation/

Czy będzie tak też i tym razem? Trzeba wziąć pod uwagę to, że złoto już jest dość drogie po covidowych perypetiach, gdy każdy upatrywał w nim sposobu na wyjście suchą nogą z kryzysu. Jeśli myślimy o inwestycjach długoterminowych w ten królewski kruszec, możemy się nie przeliczyć. Gdy jednak interesuje nas inwestowanie w krótszym terminie – i to jeszcze w realne złoto w postaci monet czy sztabek – nie będzie to zbyt dobry pomysł. Mennicę narzucają bowiem bardzo wysokie marże, w których zawiera się opłata za wybicie monet czy koszt dystrybucji.

Lepszym rozwiązaniem może być skorzystanie z ETF’ów na złoto. Są to fundusze, które naśladują kurs tego metalu szlachetnego. Możemy je łatwo kupić na internetowych platformach przy niewielkiej prowizji. W przypadku takiej inwestycji nie musimy martwić się przechowywaniem złota czy wysoką prowizją mennic.


Jeśli interesuje Cię ten temat, sprawdź nasze artykuły ->

Jak inwestować w złoto?

Co to jest fundusz ETF? Jak w niego zainwestować? Gdzie kupić?


Źródła:

1. https://www.parkiet.com/fundusze-inwestycyjne/art36678741-miedzy-mlotem-inflacji-a-kowadlem-recesji

2. https://www.gov.pl/web/rodzina/bezrobocie-najnizsze-od-ponad-trzech-dekad

3. https://www.bloomberg.com/news/articles/2022-07-12/polish-central-banker-says-economy-is-heading-into-stagflation

4.3/5 - (11 votes)
Jak podobała Ci się treść?
5 - ciekawa, 1 - nieciekawa
4.3/5 - (11 votes)
Komentarze (0)

Odpowiadasz na komentarz:

Komentarz zostanie opublikowany pod tą nazwą

Adres e-mail nie będzie widoczny publicznie

Treści, które udostępniasz w serwisie są weryfikowane